W kilku postach z lat ubiegłych przedstawiłem historię motoryzacji na Jeżycach, w tym także firmę Józefa Zagórskiego.
Teraz przyszło mi napisać nieco gorzkich słów na temat firmy prawnuka Pana Józefa. Długo zastanawiałem się czy napisać o tym co spotkało mnie w ubiegłym roku w warsztacie przy ul. Szamarzewskiego ale w sierpniu br. minęła rocznica mojego niefortunnego wyjazdu na wakacje, samochodem odebranym z warsztatu Auto Zagórski.
Ale po kolei. W maju ubr. zbliżał się przegląd techniczny mojego samochodu i po raz pierwszy postanowiłem zrobić przegląd w innym warsztacie niż zwykle. Pan Zagórski właśnie otworzył stację kontroli pojazdów i tam też podjechałem na przegląd. W trakcie przeglądu okazało się, że hamulec ręczny wymaga regulacji. Umówiłem się, że zostawię samochód w warsztacie do usunięcia usterki. Zanim jednak oddałem samochód okazało się, że coś dziwnie hałasuje pod maską. Ponieważ wyjeżdżałem za granicę umówiłem się z właścicielem warsztatu, że mechanicy naprawią hamulec ręczny i sprawdzą co jest przyczyną stuków pod maską.
W trakcie pobytu za granicą otrzymałem SMS-a z informacją o poważnej naprawie samochodu. Po powrocie dowiedziałem się, że należy wymienić turbosprężarkę. Zamówiłem więc ową część, która razem z wymianą kosztowała mnie ok. 1500,00 zł. Po wymianie okazało się, że to nie turbosprężarka jest przyczyną problemów z silnikiem.
Nie pomyślałem wtedy, że mimo narażenia mnie na koszty zakupu niepotrzebnej części, powinienem był jak najszybciej zabrać samochód z warsztatu pana Zagórskiego. Miałem zaufanie do właściciela warsztatu z taką wieloletnią tradycją.
Moja naiwność była tym większa, w warsztacie naprawiany był uszkodzony samochód tej samej marki i modelu, z identycznym silnikiem i bodajże z tego samego rocznika. Właścicielem samochodu był mechanik, który "naprawiał" mój samochód! Mało tego, mechanik ów na co dzień pracuje w innym warsztacie tej firmy. Mimo faktów, które wskazywały jasno na jak najszybsze zabranie samochodu do innego warsztatu postanowiłem powierzyć dalszą "naprawę" samochodu owemu mechanikowi. Zresztą samochód już nie był w stanie "odpalić" mimo, że do warsztatu przyjechał na własnych kołach. Diagnoza postawiona przez mechanika była następująca: silnik wymaga poważnej naprawy, której koszty przekroczą jego wartość. Nie pozostało nic innego jak kupić drugi, używany silnik i zamienić za wadliwy. Kolejne koszty, tym razem ok. 4000,00 zł + koszt wymiany silnika 1500,00 zł.
Silnik został wymieniony i odebrałem podobno sprawny samochód. W zasadzie dojechałem nim do domu (ok. kilometra) i zostawiłem na parkingu. Na co dzień rzadko używam samochodu, częściej korzystam z roweru. W drugiej połowie sierpnia wybieraliśmy się na urlop. Zapakowaliśmy do samochodu wszystkie potrzebne rzeczy, na dach rowery i deskę windsurfingową z osprzętem (jak co roku) i wyruszyliśmy w drogę. Po ok. 50km na drodze S-2 samochód zaczął tracić moc i wzrosła znacznie temperatura silnika. Po zatrzymaniu się płyn z chłodnicy wylał się na szosę i o dalszej jeździe nie było mowy. Także o urlopie, który był zaplanowany z półrocznym wyprzedzeniem. Telefon z prośbą o pomoc do pana Zagórskiego okazał się niewypałem.
I znowu kolejne koszty, holowanie do najbliższego warsztatu, w którym stwierdzono, że nie są w stanie nic pomóc. Holowanie do Poznania.
Dalszej części horroru z samochodem nie będę opisywał gdyż nie dotyczy bezpośrednio warsztatu z ul. Szamarzewskiego.
Czytelnikom pozostawiam ocenę powyższego zdarzenia, które naraziło mnie na stratę nerwów i pieniędzy i mocno nadwyrężyło zaufanie do firmy Auto Zagórski.