niedziela, 24 lutego 2013

Jeżyckie bałwany

Wreszcie wczoraj doczekałem się naprawdę prawdziwej zimy :-) Takiej puszysto-białej, z lekkim mrozem i rześkim powietrzem. Słońca co prawda zabrakło do czego zdążyłem się już przyzwyczaić od ładnych paru tygodni ale wieczorem było mi to obojętne. 
Wybraliśmy się z żoną na spacer z zamiarem ulepienia bałwana bo śnieg był idealny do tego typu zabawy. A więc najpierw park Asnyka i tu zaskoczenie, zastaliśmy już bałwana, rodzaju męskiego o czym świadczył  sporych rozmiarów "rekwizyt".


Postanowiliśmy ulepić bałwana a właściwie bałwanową, bałwanicę, nie wiem jak to nazwać, trzeba byłoby spytać prof. Miodka. W każdym razie miała to być partnerka dla śniegowego macho co by mu nie było smutno. Co z tego wyszło widać na zdjęciu poniżej :-)

Pani bałwanowa z widoczną ciążą; w przyszłym roku
należy się spodziewać małych bałwanków ;-)
A to my ze swoja podopieczną
Dalsze kroki wiodły nas do Parku Sołackiego, który odwiedzamy regularnie kilka razy w tygodniu. Park wyglądał i brzmiał bajkowo, piszę brzmiał bo szum wody spadającej kaskadą przy parkowych mostkach przypominał szum górskiego potoku. Biel śniegu  na gałęziach drzew podkreślała ich  kontury, często wykręcone w fantazyjne kształty. Kolonie kaczek szykowały się do kolejnej nocy tkwiąc nieruchomo na śnieżnej pierzynce. Tylko odgłos jadącego tramwaju przypominał, że jesteśmy w centrum dużego miasta.
Bałwany też były i nie tylko co można obejrzeć na zdjęciach poniżej. Szkoda tylko, że dzisiaj przyszła odwilż i pewnie z tych śniegowych "rzeźb" została plama wody :-(

Najpierw Jacek z Maciusiem
długo mnie ścieżką toczył,
potem wsadził nos z marchwi
z dwóch węgielków oczy.
Na głowę włożył koszyk,
usta zrobił z buraka,
a w końcu nazwał mnie brzydko...
A wiecie jak?...
 (przeczytajcie do końca wierszyk Hanny Zdzitowieckiej ;-)
Pies w pozycji sfinksa
Serce zimne jak lód
Dwa stworki o bliżej nieokreślonym kształcie; może odezwą się ich twórcy?
Proszę Państwa oto miś
Miś jest bardzo grzeczny dziś :-)
Coś co przypomina łódź a może sanie?




niedziela, 17 lutego 2013

Poznaj Iłłę - zaproszenie do mieszkania przy Gajowej 4

Pisząc ostatni post o poetce, w 30-tą rocznicę Jej śmierci, postanowiłem wreszcie zajrzeć do mieszkania, w którym Kazimiera Iłłakowiczówna spędziła trzydzieści kilka lat. Wstyd się przyznać, że mieszkam na Jeżycach ponad 20 lat, przechodziłem czy przejeżdżałem obok budynku przy Gajowej 4 setki razy, ba, ostatnio pstrykałem sporo zdjęć zajezdni tramwajowej i ani razu nie przyszło mi na myśl żeby zainteresować się postacią Iłły jak nazywali ją przyjaciele, których w Poznaniu nie miała wielu.

Wizyta w mieszkaniu-pracowni Kazimiery Iłłakowiczówny zrobiła na mnie ogromne wrażenie, dowiedziałem się szeregu bardzo ciekawych szczegółów z życia poetki a to wszystko dzięki przesympatycznej  kustosz, Pani Elżbiecie Andrzejewskiej, która poświęciła nam swój czas już po godzinach zamknięcia tego mini-muzeum. Nie będę tutaj zdradzał o czym opowiadała Pani Elżbieta a były to opowieści z życia poetki, których treści nie dowiecie się z internetu czy innych mediów. 
Warto więc wybrać się osobiście i posłuchać o tej ciekawej ze wszech miar postaci, nie tylko poetce ale też sekretarce Józefa Piłsudskiego i tłumaczce (znała 6 języków obcych).
Warto też zatrzymać wzrok na wyposażeniu mieszkania a właściwie mieszkanka na trzecim piętrze kamienicy, w którym znajdują się autentyczne meble, rekwizyty i rzeczy osobiste poetki a także mnóstwo dokumentów, zdjęć, książek, rękopisów i obrazów.

Parę informacji praktycznych:
- adres: Gajowa 4/8 (uwaga domofon)
- kontakt telefoniczny 61 8473645
- mieszkanie pracownia otwarte jest w poniedziałki w godz. 13.00-15.00 oraz w czwartki w godz. 16.00-18.00
- wstęp wolny

Dla zachęty kilka zdjęć z Gajowej 4/8.

Tablica pamiątkowa na frontonie budynku przy ulicy Gajowej 4
Gabloty z ubraniem ze zdjęciami i dokumentami
z lat przed I wojną światową i lat międzywojennych
Rękopisy poetki i przyznane dyplomy i nagrody
Rękopisów cd., wydania poezji, odznaczenia, w tym Legia Honorowa
Książki, części garderoby, rzeczy codziennego użytku;
w gablocie po prawej stronie na dole
maska pośmiertna poetki
Skromne meblowanie skromnego mieszkania
niezwykle skromnego człowieka
Maszyna do pisania Remington -
nagroda w uznaniu zasług za pracę w MSZ
w latach międzywojennych
Jedynym nowoczesnym sprzętem jest radiomagnetofon,
z którego można posłuchać fragmentu powojennych wspomnień poetki
Na środku biurko poetki, za oknem po drugiej stronie ulicy
zajezdnia tramwajowa
Z lewej strony Pani Elżbieta Andrzejewska

sobota, 16 lutego 2013

Kazimiera Iłłakowiczówna 6.08.1892 - 16.02.1983


Dzisiaj mija 30-ta rocznica śmierci wybitnej polskiej poetki Kazimiery Iłłakowiczównej, postaci związanej silnie z naszym miastem a szczególnie z Jeżycami.



Kazimiera Iłłakowiczówna, dla bliskich Iłła, wg ogólnie przyjętych danych urodziła się 6.08.1892 r. w Wilnie. Różne źródła podają także daty: 1888, 1898. Rozbieżności wynikają z faktu, że Kazimiera Iłłakowiczówna posiadała jedynie metrykę chrztu z roku 1892 i zależnie od okoliczności dodawała lub odejmowała sobie lat. Twierdziła również, że naprawdę ochrzczono ją w 1890 roku, a na uroczystość poszła pieszo. Podobne niejasności są związane z dniem urodzin. Według obowiązującego wtedy w Rosji kalendarza juliańskiego poetka na świat przyszła 19.08.1982r. Ale np. na świadectwie ukończenia gimnazjum w Petersburgu widnieje data: 6.05.1889. Zmarła 16.02. 1983 r. w Poznaniu.
Nieślubna córka Barbary Iłłakowiczówny i Klemensa Zana (syna Tomasza Zana). Wcześnie osierocona, wychowywała się u krewnych. Czterokrotnie zmieniała miejsce zamieszkania, w końcu przygarnęła ja Zofia Buyno z Zyberk-Platerów, która stała się przybraną matką poetki.

Maturę uzyskała w petersburskim gimnazjum, naukę kontynuowała na pensji w Warszawie, później studiowała w Oksfordzie w kolegium dla cudzoziemców, uczyła się w Szwajcarii, a potem na Uniwersytecie Jagiellońskim (polonistyka, anglistyka). Poliglotka, oprócz angielskiego, znała język niemiecki, rosyjski, węgierski, rumuński i francuski. Zajmowała się tłumaczeniami. Jest autorką m.in. przekładu "Anny Kareniny" Tołstoja, "Don Karlosa" Schillera, "Obietnicy" Dürrenmatta , wierszy Emily Dickinson czy utworów węgierskiego poety Petofiego.

Pierwszy wiersz pt. "Jabłonie" opublikowała w "Tygodniku Ilustrowanym" w 1905 roku, ale za jej debiut poetycki uznaje się tomik "Ikarowe loty" z 1911 roku.

Autorka ponad 30 tomików wierszy niejednokrotnie podkreślała, że nie lubi poezji. Przyczyny tego wyraziła expressis verbis w wierszu "Poezja":

Nie wypije się tego, nie zje.../ Nie lubię, nie lubię poezji! (...)/ Nie kłuje, ale tylko myli./ Lepi się, lecz nie przylepi...(...)/ Nie lubię, nie lubię poezji!

Zmagania z materią słowa, bezradnego przy próbach oddania istoty świata - oto powody niechęci do własnej lirycznej twórczości. W opinii wnikliwego badacza pisarstwa i życia Iłłakowiczówny - J. Ratajczaka - poetka była przekonana, że traktowanie wierszy serio nie licuje z powagą urzędniczki państwowej. Jak wspomina sama zainteresowana, jej postawa wynikała także ze strachu przed porażką, ponieważ pierwsze utwory zostały skrytykowane przez "matkę Buynową". Często również podkreślała: "Ja nigdy specjalnie nie interesowałam się literaturą. Ja tylko pisałam. Ponadto ja przecież zawsze byłam zajęta pracą zarobkową".

Praca rozumiana jako działalność społeczna była jej pasją - "Bo ja mam pracę w sercu!" - wyznawała. W 1914 roku wstąpiła do polskiego Wszechrosyjskiego Związku Ziemskiego, rok później pojechała na front jako siostra miłosierdzia. Tam zachorowała na dyzenterię, otarła się o śmierć i przeżyła religijne nawrócenie. W latach 1917-1918 była korektorką w drukarni w Petersburgu (wtedy Piotrogród). Od 1918 do 1926 pracowała w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Była pierwszą kobietą w Polsce pełniącą funkcję radcy ministerialnego. W 1926 przeniesiono ją do Ministerstwa Spraw Wojskowych i przez dziesięć lat była sekretarzem Józefa Piłsudskiego. Swoje przeżycia z tego okresu zawarła we wspomnieniach "Ścieżka obok drogi". W 1936 znów znalazła się w MSZ. Gdy wybuchła wojna, ministerstwo ewakuowano do Rumunii. Jej teren opuściła dopiero w 1947. Jeszcze w tym samym roku znalazła się w Poznaniu. Przyjechała tutaj za pracą. W Warszawie ze względów politycznych nie była mile widziana.

K. Iłłakowiczówna jest prawdopodobnie jedną z najbardziej uhonorowanych poetek współczesnych. Otrzymała ponad piętnaście różnego rodzaju nagród, m.in. nagrodę m. Wilno (1935), nagrodę Węgierskiego Stowarzyszenia im. A. Mickiewicza (1938), nagrodę PEN Clubu za przekłady (1954), nagrody m. Poznania (1956, 1967), nagrodę państwową I stopnia (1976), nagrodę "Kultury" (Paryż 1971), Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (1974), Złoty Order Pracy Węgierskiej Republiki Ludowej (1978) czy wreszcie doktorat honoris causa Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu (1981).

Była osobą bardzo poważnie podchodzącą do życia. Szalonej części swej natury dawała upust jedynie w poezji, w żartobliwych, prześmiewczych utworach. Na co dzień bywała zasadnicza i oschła. Tylko bliscy jej ludzie wiedzieli, że to pancerz ochronny ukrywający niezwykłą wrażliwość. Bardzo ceniła punktualność. Dla spóźnialskich była bezwzględna. Z trudem przekonywała się do ludzi, mówiła co myśli, a to nie wszyscy przyjmowali ze zrozumieniem. Zawsze inna, na dystans. Z kolegami po piórze utrzymywała kontakt i darzyła sympatią m.in. J. Iwaszkiewicza, J. Tuwima, Kuncewiczów, Ł. Danielewską. Uparta, pracowita, skryta - te określenia charakteryzują ją najtrafniej. Wielu doszukuje się w jej poezji tropów autobiograficznych i z łatwością je znajduje. Jednak ona sama nie chciała, aby jej poezję traktowano jak pamiętnik: "pełnia wypowiedzi ogranicza autora, i zaczęłam pisać tak, aby można się było tego zaprzeć".

Twórczość poetki można podzielić na dwa etapy: przed i powojenny. Okres przedwojenny to, zdawałoby się, udane lata. Iłłakowiczówna pracuje, używając współczesnej nomenklatury - robi karierę, wydaje tomiki, podróżuje, wygłasza odczyty, zajmuje się tłumaczeniami, żyje w samym centrum przemian politycznych. W wierszach bez trudu odnajdziemy tego ślady. Istnieje grupa utworów "podróżnych": "Wycieczka do Drezna", "W Litomericach", "Zima w Finlandii". O zainteresowaniu polityką i historią świadczą m.in. utwory: "Szurają i szepcą", "Modlitwa o pokój", "Konduktor", "7-8 maja 1551", "Kraków oczekuje powrotu Władysława Warneńczyka".

J. Ratajczak proponuje czytać liryki Iłłakowiczówny przed 1939 rokiem jak palimpset. Należy odrzucić wierzchnią warstwę i odnaleźć prawdę o przeżyciach poetki wnikliwie wczytując się w jej utwory. Gdy to zrobimy, okaże się, że przedwojenny świat Iłłakowiczówny jest ciemny, pełen nostalgii, smutku, rozdarcia. To zapis bolesnych doświadczeń: sieroctwa, odejścia z domu, pobytu na froncie, ciężkiej choroby, niespełnionej miłości, tęsknoty za dzieciństwem:

A czy bór ten nadniemeński będzie,/ miński czy dźwiński/ - jego czar taki ciężki pamięci/ jak kamień młyński./ Całe moje życie postawione/ na onym głazie.../ Tych gałęzi, tych gałęzi zielonych/ nic nie wymaże.
("Inna jesień").

Powtarzają się motywy żalu za utraconą miłością matczyną, odrzuceniem, świadomością własnej inności, nieumiejętnością walczenia o własne szczęście:

...Ale do ramion otwartych miłości matczynej/ raz była droga i nie ma innej;/ (...) ...Ale do szczęścia w berle, zbroi i koronie/ ktoś odważny popłynął - i na pewno utonie!
("Niepowrotne").

Wyłania się z nich obraz postaci zagubionej, nieszczęśliwej, samotnej. Mając dwadzieścia kilka lat (tomik "Ikarowe loty"), poetka wyznaje:

Miotam się w pustce, kędy chłodne ciszą/ kryształy z lodu nad mą skronią wiszą. 
("Tęsknota do życia").

W tym samym tomiku w innym miejscu dopełnia obrazu niepewności jutra:

Dom mój na piaskach lotnych zbudowany/ i kiedy przyjdą z szerokiego morza/ wichry, co zburzą go, i huragany/ - nie wiem. 
("List z wyspy zgubionej").

Jednymi z najbardziej przejmujących są liryki traktujące o niespełnionej miłości macierzyńskiej:

Nie urodzi się malutkie, twoim nie spojrzy oczyma,/ nie widzę go już, nikt za serce mnie oburącz nie trzyma;(...)/ Jestem złamane drzewo i nigdy nie wzbiorę w kwiecie! Nigdy się owoc życia nie zalęże, nigdy płód nie dojrzeje/ jak wiór jestem wysuszony w upale i jak wiór przeklęty zgoreję!
("Gdzieśkolwiek jest - jeśliś jest - lituj mej żałości!").

Z przedwojennego okresu życia Iłłakowiczówny pochodzą także liryki miłosne, często z motywami niemożności zrealizowania uczucia, rozdzieleniem kochanków, śmierci jednego z nich. Nawet miłość jest owiana mroczną aurą, prowadzi do destrukcji, stanowi źródło cierpienia:

Była podobna do śmierci - w smaku słodka, żelazna/ w dotknięciu,/ mówiła słowa wolniutkie w półśnie, w drapieżnym/ ziewnięciu;/ była podobna do głębi przybrzeżnej w wartkim potoku,/ miała oczy ciemnym mułem nabiegłe, miała włosy/ z wonnego mroku./ Trzymała mię związaną za ręce, trzymała mię przykutą za barki,/ zgasiła wszystkie myśli półszeptem jak struchlałe pod/ czaszką ogarki
("Miłość").

Wojna to cezura w życiu i twórczości Iłłakowiczówny. W biografii poetki rozpoczął się etap wygnania, biedy, poniżenia. Musiała zamieszkać w domu gubernatora w Kluż jako nauczycielka języków obcych, dorabiała w innych domach korepetycjami. Mając status uchodźcy nie była zapraszana do towarzystwa, traktowano ją jak ubogą i kłopotliwą krewną.

Świat mój pękł, rozerwał się na części ("Daj mi łaskę szczęścia") - tak komentuje swoją sytuację.

Po wojnie nikt nie chce jej ułatwić powrotu do Polski. Dopiero dzięki pomocy Juliana Tuwima w 1947 roku wraca do Warszawy. Stamtąd szybko wyjeżdża do Poznania.

Wielkopolska jest obecna w twórczości Iłłakowiczówny bardzo wcześnie. Poetka znalazła się po raz pierwszy w Poznaniu w 1920 roku w czasie ewakuacji MSZ. Później wielokrotnie przyjeżdżała do Wielkopolski na wypoczynek. Najwcześniejsze utwory poświęcone Wielkopolsce to "Jesień wielkopolska" i "Diablik w Rogalinie". Od momentu, kiedy Iłłakowiczówna zamieszkała w Poznaniu, regularnie w jej wierszach pojawia się nadwarciańska ziemia, a tomik "Liście i posągi" jest prawie w całości poświęcony Wielkopolsce. Zawiera cykl "Suita poznańska" i "Wiersze rogalińskie" z takimi m.in. utworami: "Bambereczka", "Diabły na Tumskim Ostrowie", "Jesień w Poznaniu". Ulubionym miejscem poetki był park rogaliński. Stał się on natchnieniem nastrojowych liryków miłosnych:

Kołysanie się klonów nic nie przypomina.../ To była - nie wiem już! - lipa? jesion? jarzębina?/ drzewa jakieś tracące liść i całe kapiące od złota/ i rozbiegające się drogi, i pootwierane wrota,/ i tętent koni, i płacz zgłuszony tętentem, i tętent/ przerwany płaczem.../ ...Nie, to nie były klony...Nic, nic nie przypomina!/ ...To drzewa, wszystko - one! To nie ja rozpaczam...
("Rozstanie").

Poznań przygarnął Iłłakowiczównę, ale ona nigdy nie czuła się tutaj jak u siebie. I choć kazała się pochować w Warszawie, to również nie było "jej" miejsce. Stwierdzała zdecydowanie: "Dla mnie ojczyzną zawsze pozostaną Litwa i Łotwa. Wszystko inne - i Warszawa, i Poznań - było i jest dla mnie zagranicą". Tytuł melancholijnego utworu - "W Poznaniu na wygnaniu" - nie pozostawia w tej kwestii wątpliwości.

Dom,w którym mieszkała Kazimiera Iłłakowiczówna;
mieści się w nim mieszkanie-pracownia poetki
O Poznaniu pisze z sympatią dla poznańskiej gwary, zachwyca się parkami, interesuje się historią miasta. Czasami Poznań jawi się jako oniryczne miejsce, w którym dzieją się rzeczy na pograniczu świata realnego i fantastycznego:

Wyszlim rano ulicą/ we mgle;/ może świt już przeświecał,/ może nie./ Na rogu reja i Sienkiewicza/ anioł stał i jaśniał obliczem./ Pochylilim się i uklęklim,/ a wnet już nie anioł,/ ale chłopak we dzwonek brzękał,/ kogoś wiódł, a może osłaniał.../ Może chłopak? Może nie anioł.
("Wyszlim rano").

Bardzo zabawnym wierszem z "poznańskiego" cyklu jest "Leciutkie abecadło dla wycieczek po Poznaniu" w tomiku "Szeptem". To prywatny katalog miejsc, które należy obowiązkowo zobaczyć. Jest tam i Cytadela, i Uniwersytet, i Opera, ale także księgarnia Ewarysta Estkowskiego czy klub "Odnowa". Jest także fragment o Jeżycach:

Jest wszystko na JEŻYCACH: 
fabryki, drukarnia, rzeźnia, 
Lecz najbardziej zachwyca 
tramwajowa zajezdnia. 


Nie ma dla niej spoczynku,       
bo i we dnie, i w nocy 
jak niestrudzone serce 
ta zajezdnia łomoce.  

"Poznańskie" utwory pod względem rodzajowym są zróżnicowane. Można wśród nich znaleźć obrazki rodzajowe ("Widok z okna", "Bamberki po procesji") i ujęte w formę klechdy fantastyczne historyjki ("Matka Boska Świętomarcińska"). Pojawiają się także wiersze publicystyczne, np. "Rozstrzelano moje serce" to komentarz do wydarzeń Czerwca 56:

Niemy dotąd warknął koci łeb,/ splunęła granitowa kostka:/ "Znowuśmy się dali wziąć na lep,/ położono nas - jak zawsze - mostem"./ A ja na tym moście jak kiep/ do essayu oczy przysłaniam,/ krew nie płynie już, już tylko skrzep.../ Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.

Lecz nie tylko wydarzenia historyczne zostały uwiecznione w "poznańskiej" poezji Iłłakowiczówny. Możemy się z niej dowiedzieć, np., że w 1954 roku poetka marzła w swoim mieszkaniu, ponieważ eksplozja zniszczyła komin centralnego ogrzewania...("S.O.S. z domu na Gajowej 4").

Przez cały okres pobytu w Poznaniu Iłłakowiczówna mieszkała na ulicy Gajowej. Warunki były więcej niż skromne, ale nie narzekała. Po latach dostała propozycję przeprowadzki do wygodnej willi, lecz z niej nie skorzystała. Na życie zarabiała udzielaniem lekcji języków obcych. Sama także się dokształcała. W wieku osiemdziesięciu kilku lat szkoliła swój węgierski, konwersujące ze znajomym Węgrem. Prowadziła szeroką korespondencję: ze znajomymi z zagranicy, z literatami, z rodziną. Nie przeszkodziła jej w tym postępująca od lat siedemdziesiątych ślepota. Miała także kłopoty ze słuchem. Poetce pomagały studentki przysyłane prze dominikanów. Oprócz zajęć gospodarskich pisały dyktowane przez nią listy. To samo robiły znajome panie z literackiego środowiska, np. Łucja Danielewska. Iłłakowiczówna interesowała się poznańskim Kołem Młodych istniejącym przy Związku Literatów Polskich i patronowała grupie poetyckiej "Wierzbak". Towarzysko się nie udzielała, słynęła z niechęci do bywania. Nie lubiła udzielać wywiadów ani występować na wieczorkach poetyckich. W Warszawie utrzymywała kontakty i organizowała przyjęcia, choć nigdy nie należała do lwic salonowych. Poznański etap życia to raczej wyciszenie i kontemplacja. Zdecydował o tym wiek, choroba oczu, rozczarowanie ludźmi i prowincjonalizm poznańskiego środowiska literackiego.

W okresie powojennym Iłłakowiczówna wydała kilkanaście tomików (wliczając wybory), opublikowała wspomnienia i próby sceniczne, ukazały się również wznowienia wierszy przedwojennych. W tym etapie biografii Iłłakowiczówny najważniejszy jest tomik "Szeptem" z 1966 roku. Dowiedzieć się z niego można jaką drogę duchową odbyła poetka w ciągu minionych dziesięciu lat. J. Ratajczak stwierdza: "Jej wiersze są świadectwem doznania obecności Boga." W poprzednich tomikach nie unikała tego tematu, rozważała na różne sposoby kwestie wiary: wątpiła, krytykowała, nieśmiało wierzyła, wadziła się z Bogiem. Jej liryce religijnej patronuje św. Franciszek. Często pojawiają się parafrazy opowieści biblijnych, modlitwy. Najczęściej spotykaną istotą - towarzyszem życia człowieka - jest anioł. Anioł z podań ludowych, anioł biblijny, apokryficzny i anioł baśniowy, ulepiony z dziecięcych wyobrażeń. Jednak w "Szeptem" kwestia istnienia Boga i stosunek do niego wysuwają się na pierwszy plan.

Zdaniem S. Sterny-Wachowiaka poezję Iłłakowiczówny zebraną w tym tomiku cechują ambiwalentne punkty odniesienia i tematy. Biologiczny witalizm i ewangeliczne "ja', Bóg srogi starotestamentowy i Bóg franciszkański, pochwała bytu i pełna rezygnacji zgoda na istnienie takie jakie jest. Sterna-Wachowiak stwierdza, że poetka cała swoją twórczością pyta o nadzieję. A odpowiedzi szuka w wierze, czyli w "drodze" i "dotknięciu męstwa bycia".

O antynomiach w poezji Iłłakowiczówny pisze także J. Rogoziński. Skupia się głównie na kontraście: sceptycyzm a wiara, wyraźnie zaznaczonym w tomiku "Szeptem". Typ religijności reprezentowany przez Iłłakowiczównę określa mianem "realizmu chrześcijańskiego".

Poezja religijna to jedna z wielu odmian liryki uprawianej przez Iłłakowiczównę. Liryka miłosna, patriotyczna, filozoficzna, opisowa, osobista, okolicznościowa, publicystyczna - to rodzaje, które wymienia się najczęściej.

Na twórczość poetycką Iłłakowiczówny oddziaływały różne fascynacje, przed wszystkim romantyczna. Świadczą o tym m.in. liczne nawiązania do polskiej historii i legend słowiańskich (folklor litewski), wybór gatunków (ballada) oraz patriotyzm, zainteresowanie bieżącymi wydarzeniami politycznymi. W oczach poetki uosobieniem miłości do ojczyzny był Józef Piłsudski. Oczarowana wodzem poświęciła mu tomik "Wiersze o Marszałku Piłsudskim 1912-1935".

Iłłakowiczówna przyznawała, że z romantyków szczególnie lubi Mickiewicza. Na UJ pisała doktorat zatytułowany "Obiektywizm w Panu Tadeuszu". Pierwsza wojna światowa przerwała pracę nad dysertacją i poetka nigdy do niej nie powróciła. Z powodu wojny nie posiadała także dokumentów ukończenia studiów.

Romantyczny rodowód ma również w poezji Iłłakowiczówny koncepcja świata jako kosmicznej całości, w której przenikają się pierwiastki materialne i fantastyczne. Najbardziej widoczne jest to w balladach, klechdach, tam, gdzie pojawiają się różne ubożęta, tanecznice, stworki. W wielu innych wierszach na równych prawach funkcjonują anioły i ludzie, zmarli i żywi.

Modernistyczne źródła mają - obecne szczególnie we wczesnych tomikach - metafizyczny lęk przed niebytem, animizm, ból istnienia, stylizacje na poezję ludową, nastrojowość (wiersze eufoniczne).

Tradycję średniowieczną reprezentuje często stosowana forma wiersza intonacyjno-zdaniowego, kolędy, pastorałki, modlitwy, hymny, litanie, apokryfy.

Liryki Iłłakowiczówny nie da się wpisać w żaden nurt. Poetka była tego świadoma: "Ja w tych latach byłam chyba w Londynie. I jakoś do Młodej Polski mnie nie wcielono. Skamandrowi się wywinęłam i dalej już tylko - własną drogą".

I w życiu i w twórczości była rzeczniczką indywidualizmu. W jej wierszach wszystko, poczynając od liści, lalek, poprzez anioły, stwory leśne, duchy, do człowieka wreszcie ma prawo do indywidualnego istnienia, do oceniania świata i innych własną świadomością, sobą.

Typowe dla Iłłakowiczówny są wiersze-opisy, wiersze-obrazki realistyczne. Ważny jest dla niej szczegół, drobiazg, który potrafi niezwykle plastycznie przedstawić. Szanuje codzienność, zwykłe szare sprawy, które zaprzątają człowieka. Miała zwyczaj nucić przy pisaniu wierszy, stąd niezwykła ich melodyjność. Stosowała raczej tradycyjną wersyfikację (często wiersz toniczny), rymy dokładne, we wczesnej twórczości robiła odstępstwo dla asonansów. Ważne były dla niej emocje wywołane przez wiersz, licznymi znakami interpunkcyjnymi podkreślała jego ekspresję. Charakterystyczny dla poezji Iłłakowiczówny jest styl potoczny, ironia, humor.

Tematem na osobną rozprawę jest jej twórczość dla dzieci. Dzisiaj zapomniana, należy do wybitnych w swoim rodzaju.

W mieszkaniu na Gajowej 4 m 8 w Poznaniu znajduje się Pracownia - muzeum K. Iłłakowiczówny. W stanie niezmienionym pozostawiono rozkład mebli w pokoju, w którym mieszkała. Można tam także obejrzeć jej maskę pośmiertną, rzeczy osobiste, stroje, niektóre odznaczenia i dyplomy, indeks UJ, kopie dokumentów i listów. Mimo upływu lat pokój jest przesiąknięty osobowością poetki.

Od roku 1983 ogólnopolskie jury z siedzibą w Warszawie przyznaje najlepszym debiutanckim tomikom Nagrodę im. K. Iłłakowiczówny. Uroczyste wręczenie nagrody odbywa się zawsze w mieszkaniu przy ul. Gajowej.

Tablica pamiątkowa na ścianie budynku przy ul. Gajowej,
w którym mieszkała poetka
W dniu 18 lutego o ogodz. 17.30 odbędzie się w Salonie Posnania (ul. Ratajczaka 44) spotkanie z twórczością Kazimiery Iłłakowiczówny. Więcej tutaj

Życiorys poetki i cytaty z wierszy pochodzą z portalu http://dwudziestolecie-miedzywojenne.klp.pl 

środa, 13 lutego 2013

Park Sołacki w zimowej szacie

Co prawda Park Sołacki leży, jak sama nazwa wskazuje, na Sołaczu a nie na Jeżycach to jest on nie tylko moim ulubionym miejscem spacerów. A jako, że pieszo docieram tam w niecałe 10 minut to  jest to częste miejsce moich odwiedzin.
Dzisiaj wybraliśmy się z zoną na małą zimową przechadzkę, oczywiście aparat zabrałem także :-)
Zapraszam do obejrzenia zdjęć.

Kaskada wodna jak na górskim potoku
i zamarznięte sople  lodu na gałęzi
cd.
Kaskada z drugiej strony
Stała bywalczyni parku; zima jej niestraszna
A to chyba gość
Gość wybrał się na łowy, ciekawe co upoluje



Może gołębia, chociaż to nie takie proste
Łatwiej upolować dużą mysz, na deser, lodowy zresztą:-)
A to bałwan w wersji kieszonkowej
Jutro Walentynki
W parku Sołackim jest wiele jemioły;
wystarczy miejsca dla wszystkich zakochanych



Staw miejscami jest zamarznięty ale lepie nie wchodzić
na taflę, grozi zimną kąpielą

Jest nawet górka saneczkowa :-)
Ciekawe co kryje się za tajemniczymi drzwiami ?