środa, 20 kwietnia 2016

Patroni jeżyckich ulic - Henryk Sienkiewicz

Kolejna jeżycka ulica i kolejny patron literacki. Pisarz uhonorowany przez Sejm i Senat RP jako patron roku 2016.
W tym roku przypadają  bowiem setna rocznica śmierci pisarza a także 110 rocznica przyznania H. Sienkiewiczowi Nagrody Nobla, 170 rocznica urodzin i 120 rocznica książkowego wydania „Quo vadis”.

Ulica Sienkiewicza do 1906r. stanowiła przedłużenie nieuregulowanej ulicy Szamarzewskiego (teraz trudno to sobie wyobrazić bo obecnie obydwie ulice przesunięte są nieco względem siebie).
W 1907r., po wybudowaniu przy niej pierwszego budynku, nazwaną ją Wettinerstarsse i nazwa ta funkcjonowała do odzyskania przez Polskę niepodległości. Obecna nazwa została nadana w dniu 15. 11. 1919r. i taką pozostaje do dzisiaj, z wyjątkiem lat II wojny światowej kiedy zmieniła nazwę na Martin Luther Strasse.

Ale wróćmy do obecnego patrona ulicy.


Portret Henryka Sienkiewicza (1899) Kazimierz Mordasewicz
Nie będę przedstawiał życiorysu pisarza w zamian proponując lekturę ciekawego wywiadu jakiego pisarz udzielił publicyście czasopisma Świat w 1913 roku (pisownia oryginalna, tekst wywiadu zaczerpnięty z portalu www.100lattemu.pl) .

"Sienkiewicz mieszka w Warszawie przy ulicy Szopena. W ślicznym jego apartamencie panuje skupiony ład; wszystko tu mówi o wytężonej trosce, wszystko wskazuje, że niema tu miejsca na żadną anarchię. Gabinet, w którym pracuje Sienkiewicz, jest obszerny. Duże biuro stoi na środku. Tuż nad głową Sienkiewicza wisi jego portret. Tylna ściana zajęta jest cała książkami.
Gdym wszedł, przyjął mnie bardzo serdecznie sam mistrz. Siwy już, o mądrem, łagodnem wejrzeniu, słuchał uważnie, poco przyszedłem. Niebardzo był zadowolony, że chcę się wdzierać w tajemnice jego pracy, ale, „jeżeli to kogoś może pouczyć — mogę panu służyć", — zakonkludował.
- Czy mogę zaraz pisać pańskie słowa?
-O, nie. Proszę, niech pan lepiej napisze mi swoje pytania, a za kilka dni dam odpowiedź.
Nie chciałem zbytnio zabierać czasu mistrzowi, więc pożegnałem go. Nazajutrz zaś wysłałem natychmiast pytania. W kilka dni otrzymałem odpowiedź.
 
 „Niegdyś na pytanie: jak tworzę? — odpowiedziałem, że tworzę, jak kucharka, która nie lubi, by jej zaglądano do garnków. Mówić o sobie jest zawsze niezbyt przyjemnie. Ponieważ pańska ankieta ma na celu objąć wszystkich żyjących polskich pisarzy, przeto, nie chcąc się wyłączać, odpowiadam na zawarte w niej pytania, co następuje:
 
 1) Jak powstaje pomysł artystyczny, na to trudno jest odpowiedzieć. Może on powstać pod wpływem wszelkich pobudek, pod wpływem uczuć i idei osobistych, albo zaobserwowanych w otoczeniu; pod wpływem prądów społecznych, wypadków dziejowych, pod wpływem patryotyzmu i uczuć humanitarnych. Poddaje, a raczej podsuwa go czasem natura i jej zjawiska, czasem przeczytane książki, widziane obrazy, słowem: wszelkiego rodzaju pobudki, działające na wyobraźnię artystyczną i jednocześnie na uczucie.
Objaśniam to przykładami z moich własnych utworów. 
Szkice węglem powstały z obserwacyi stosunków wiejskich po uwłaszczeniu, które to uwłaszczenie wytworzyło (dziś już, na szczęście, zasypaną) przepaść między dworem a chatą. 
Trylogia. Z rozczytywania się w kronikach i pamiętnikach z epoki, którą odczuwałem artystycznie mocniej, niż inne okresy dziejów — i z chęci pokrzepienia serc. 
Bez dogmatu. Z refleksyi, do czego prowadzi rozmaitych geniuszów bez teki zbytnia samo-analiza i wogóle przerafinowanie. 
Quo vadis. Z wczytywania się w Tacyta, za czem poszły inne źródła — i z wrażeń, zebranych podczas dłuższego pobytu w Rzymie. 
Krzyżacy. Z odczucia chwały narodowej w przeciwstawieniu do dzisiejszej narodowej niedoli. 
W Pustyni i Puszczy. Z miłości do naszych dzieci i ze wspomnień podróżniczych.

2) Każdy pomysł leży we mnie długo i, jeżeli tak można rzec, fermentuje, nim się do niego zabiorę. Przykład: Zagłobę wprowadziłem do „Ogniem i Mieczem", by całość obrazu nic była zbyt posępna, tymczasem wyrósł mi on na jednę z głównych postaci i przewędrował przez trzynaście tomów. Nieraz w ciągu pracy wprowadzam nowe figury dla pełni życia, lub dla dokładniejszego przeprowadzenia przewodniej idei.

3) Ponieważ myślę, że najwyższą sztuką i najgłębszem psychologicznem zadaniem pisarza jest stworzenie żywego człowieka, który zostaje w pamięci ludzkiej, jako typ, przeto staram się tworzyć postacie, mające nietylko ogólne, ale i indywidualne cechy życia i charakteru.

4) Szematów nie spisuję. Powieści nie rozkładam zgóry na rozdziały i nie wyznaczam sobie, co w którym będę pisał Zostawiam to logice rzeczy i naturalnemu rozwojowi wypadków.

5) Jakkolwiek pisanie nie przychodzi mi wcale z łatwością, rękopisy moje wyglądają dość czysto, albowiem przekreślam naprzód w myśli wszelkie zdania i określenia, które nie wydają mi się dość malownicze i silne. Wolę takich pisarzy, którzy trudno piszą, ale których się łatwo czyta, niż takich, którzy łatwo piszą, a trudni są do czytania.

6) Unikam przewagi słów nad treścią, by nie wpaść w popis stylowy i w literacki barok — i aby zjawiska opisywane nie ginęły tak pod nadmiarem określeń, jak w zimie giną wszelkie kształty pod śnieżną zadymką.

7) Pracuję od dziesiątej rano do trzeciej, o ile pozwala mi na to panujący u nas zwyczaj rozporządzania czasem pisąrzów na wszelkiego rodzaju cele publiczne, a nawet prywatne.

8) Co do książek i autorów. Mogę zawsze czytać Iliadę i Odysseę, Tacyta, Liwiusza, Horacego, Szekspira, Moliera i Trójcę naszych poetów. Z powieścipisarzy cenię Balzaca, Dickensa i Dumasa-ojca. Z zamiłowaniem czytam książki historyczne, kroniki, pamiętniki i podróże. W ostatnich czasach czytałem z ciekawością Bergsona. Czytuję od czwartej do późnego wieczora.

9) W czasie natężonej pracy największym odpoczynkiem umysłowym jest dla mnie polowanie i wogóle ruch. Sypiam koło ośmiu godzin na dobę. Co do odżywiania się, — jem, co mi dadzą.
Zapomniałem dodać, że większą część moich powieści (prawie wszystkie, prócz nowel) pisałem z dnia na dzień, odsyłając zaraz napisane kartki do druku. W ten sposób musiałem kończyć to, com zaczął. Ale wogóle jest to metoda, wymagająca wielkiej czujności, niewygodna i niebezpieczna".

Temi słowy kończy Sienkiewicz swoją odpowiedź."

A teraz kilka słów o związkach pisarza z Poznaniem i Wielkopolską. Informacje na ten temat otrzymałem od Pani Justyny Małeckiej z Muzeum Literackiego Henryka Sienkiewicza w Poznaniu.

Na zaproszenie redaktora Fr. Dobrowolskiego Sienkiewicz udał się 9 kwietnia 1880r. do Poznania, gdzie w dniach 14, 16, i 17 kwietnia w Wielkiej Sali „Bazaru” odczytał  „Za chlebem”. Po uczcie pożegnalnej zwiedził w drodze powrotnej Gniezno, Inowrocław, Kórnik i Rogalin. W Rogalinie Sienkiewicz gościł również w latach 1893 oraz 1895. W 1893 w Rogalinie powstały fragmenty  Rodziny Połanieckich”.

Na zaproszenie dawnego znajomego, polityka, ziemianina i poety Józefa Kościelskiego, który w parku swojego majątku w Miłosławiu postawił pierwszy w Polsce pomnik Juliusza Słowackiego, Sienkiewicz w połowie września 1899r. wyruszył w Poznańskie. W Miłosławiu spotkał mnóstwo przedstawicieli literatury i sztuki. 
16 września 1899r. przemawiał przy odsłonięciu pomnika poety dłuta rzeźbiarza Władysława Marcinkowskiego. Cała uroczystość była manifestacją patriotyzmu. Natomiast przemówienie Sienkiewicza trafiło do encyklopedii staropolskiej Glogera pod hasłem „mowa” i jest gloryfikacją mowy ojczystej na przykładzie wielkich poetów Słowackiego i Mickiewicza. 
Ze wspomnień Marii z Donimirskich Chełkowskiej, autorki artykułu w Gazecie Jarocińskiej z dnia 3.01.1932r. (źródło http://www.historia.zerkow.pl/sienkiewicz.html):
"W swym przemówieniu mowę polską porównał do dźwięków harfy ze złotymi strunami ...”a wówczas poczęła śpiewać ta polska harfa i wyśpiewywać dawną chwałę, dawne boje, dawną wiarę. Czasem huczała jak grzmot w górach; czasem jeremiaszowym jękiem unosiła się nad równinami; czasem w skowronkowych tonach dźwięczała nad szarą roztoczą pól – błogosławiąca i błogosławiona, czysta jak łza, Boża jak modlitwa, słodka jak miłość. Aż przyszedł wreszcie do tej naszej harfy największy z mistrzów – Mickiewicz, i położywszy na niej natchnione dłonie, wydostał z jej strun takie jeszcze dźwięki, których nie domyślano się przed nim. Pieśń jego kończyła się aż gdzieś na Niebios progu, tak doskonała, tak prawie nieziemska, że wówczas nawet, gdy przestawał grać: Wszystkim się zdawało, Że wielki mistrz gra jeszcze, a to echo grało ... Echo serc polskich...”.


Podczas pobytu w Miłosławiu Sienkiewicz poznał Marię Radziejewską. W Miłosławiu poznałem piękną Wielkopolankę, pannę Radziejewską, która uczyniła na mnie piorunujące wrażenie. Jest to moje ostatnie albo – żeby sobie już tak całkiem nie zamykać drzwi na przyszłość – co najmniej przedostatnie wielkie uczucie. Byłem u niej z wizytą w Poznaniu, ale wyjechała. (fragment listu Sienkiewicza do szwagierki).
18 września 1899 r. Henryk Sienkiewicz przeprawiał się promem przez Wartę w Czeszewie (prom zresztą działa do dzisiaj). 

Zdjęcie z portalu www.czaswlas.pl
Jak relacjonował Edward Krasiński, jego towarzysz podróży, pisarz podziwiał tutejsze dęby i zastanawiał się nad ich wiekiem. Przeprawa Sienkiewicza przez Wartę została uwieczniona - 100 lat później niedaleko przystani promowej w otoczeniu okazałych dębów, odsłonięto pamiątkowy kamień.

Zdjęcie z archiwum WTZ w Czeszewie
 W 2000r. grupę sześciu dębów uznano za pomnik przyrody i nazwano Kolosami Sienkiewicza. 


Ostatni wątek dotyczący Wielkopolski to słynny list otwarty do cesarza Wilhelma I, Iw którym pisarz występuje w obronie ludności polskiej w zaborze pruskim. List został opublikowany w prasie europejskiej  w 1906 roku co zamknęło Sienkiewiczowi drogę do zaboru pruskiego, a tym samym do zaprzyjaźnionych majątków (treść listu tutaj: http://www.sienkiewicz.ovh.org/16/239.html)

Polecam zapoznanie się ze zbiorami Muzeum Literackiego Henryka Sienkiewicza mieszczącego się przy Starym Rynku 84 w Poznaniu (strona muzeum http://www.bracz.edu.pl/MHS ; Facebook https://www.facebook.com/muzeumliterackie.henrykasienkiewicza/?fref=nf )

wtorek, 12 kwietnia 2016

Patroni jeżyckich ulic - Józef Ignacy Kraszewski

Tym razem przyszła kolej na patrona ulicy, przy której mieszkam od ponad dwudziestu lat czyli Józefa Ignacego Kraszewskiego. W postach z 2012r. kilka razy wspomniałem o pisarzu z okazji 200 rocznicy jego urodzin ale rocznica ta na Jeżycach przeszła bez większego echa.
Pierwotnie, czyli w 1900r. po włączeniu Jeżyc do Poznania, na wniosek Polaków ulica nazwana została imieniem królowej Jadwigi (Hedwigstrasse). Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości,  w dniu 15.11.1919r., ulicę przemianowano na Józefa Ignacego Kraszewskiego (w czasie II Wojny Światowej Niemcy wrócili do nazwy Hedwigstrasse).

Ulica Kraszewskiego; skrzyżowanie z ul. Słowackiego (1900-1915r.; www.fotopolska.eu )
 Na początek kilka słów o najpłodniejszym z polskich pisarzy, chociaż są głosy, że jeżeli chodzi o ilość wydanych powieści, wierszy, reportaży i innych form literackich ( w tym bajek) to pobił on rekord światowy (do 1996 roku figurował w księdze rekordów Guinnessa!).


Józef Ignacy Kraszewski (ur. 28 lipca 1812 w Warszawie - zmarł 19 marca 1887 w Genewie) był powieściopisarzem i poetą, publicystą i historykiem, wydawcą, krytykiem, tłumaczem, archeologiem. Był niezwykle cenionym dziennikarzem, autorem ponad tysiąca artykułów w czasopismach polskich i zagranicznych. Sam ponadto redagował takie pisma jak „Athenaeum”, „Gazeta Codzienna” czy „Tydzień”. Kraszewski cieszył się szacunkiem i poważaniem nie tylko w Polsce. Wypowiadał się publicznie w wielu kwestiach narodowych i europejskich, z jego zdaniem się liczono. Uczestniczył w pracach międzynarodowych towarzystw naukowych i artystycznych, wręczono mu wysokie odznaczenia we Włoszech, Austrii i Szwecji. Bibliografia jego spuścizny literackiej liczy ponad 340 powieści i opowiadań (wydanych w 600 tomach) oraz kilkanaście utworów scenicznych i tyle samo prac przekładowych z pięciu języków (francuskiego, angielskiego, łaciny, niemieckiego i włoskiego). Jest też autorem ponad 20 dzieł naukowych z dziedziny historii, kultury, archeologii, etnografii. Ogółowi czytelników znany jest jako autor ponad stu powieści historycznych, z których 29 to cykl powieściowy od Starej baśni do Saskich ostatków, obejmujący dzieje narodu polskiego od jego zarania aż po wiek XVIII; napisał też sto kilkadziesiąt powieści współczesnych.

Okładka powieści Stara baśń wydanej w 1879r.
Kraszewski rysował ludzi i otaczającą go przyrodę, zwłaszcza podczas licznych i dalekich podróży. Szacuje się, że wykonał kilka tysięcy rysunków i namalował kilkadziesiąt obrazów olejnych.

J. I. Kraszewski; Krajobraz z brzozami, olej na płótnie
Zajmował także się krytyką muzyczną, był człowiekiem obdarzonym talentem muzycznym: w młodości komponował, a codziennie odprężał się chwilą gry na fortepianie. (źródło: strona internetowa Pracowni-Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Poznaniu http://www.bracz.edu.pl/mjik/ ).
Nie wiem jak On to wszystko robił kiedy ja mam problem żeby raz w tygodniu napisać kolejny post na blogu. No tak ale wtedy nie było internetu, transmisji sportowych na żywo itp. pożeraczy czasu :-)

Nie mogę nie wspomnieć o związkach J.I. Kraszewskiego z Wielkopolską (materiał pochodzi z pisma Biblioteki Raczyńskich WINIETA nr 1/36 z 2005r.; autorem jest Krzysztof Klupp).
Wszystkie dzielnice ojczyzny naszej współubiegaj się w przygotowaniach do oddania w roku przyszłym hołdu należnego 50-letniej wytrwałej pracy literackiej J. I. Kraszewskiego. Wielkopolska, kolebka narodu, nie może, nie powinna da się innym wyprzedzić. Ma ona jeszcze jeden więcej od innych powód do wdzięczności szanownemu jubilatowi. Gdzie bowiem srożej ni u nas zagrożona jest mowa ojczysta? A któż w naszych czasach przyczynił się mocniej do utrzymania żywotności i do rozwoju tej mowy ni Kraszewski? Tymi słowami komitet powołany w Wielkopolsce dla uczczenia jubileuszu, w skład którego weszli m.in. S. Koźmian, A. hr. Cieszkowski, F. Dobrowolski, J. K. Żupański, nawoływał do składki na dar, który by upamiętnił ich współudział w przyszłorocznej uroczystości. Wielkopolanie godnie uczcili mistrza. Najpierw w Dreźnie, w dniu imienin 19 marca, Wielkopolanki wręczyły bogato zdobiony fotel z drewna orzechowego, z wyhaftowanymi na jego obiciach herbami historycznych dzielnic Wielkopolski. Podarowały mu też kasetę drewnianą z wizerunkiem ratusza poznańskiego, w której znalazło się 131 gratulacji. Do Krakowa na główne obchody jubileuszowe udały się liczne wielkopolskie delegacje. Przemawiał poseł Kantak, a podczas uroczystości apelowano o datki na poznański Teatr Polski.
Wiele uroczystości jubileuszowych odbyło się także w Wielkopolsce. Bolesław Dembiński dedykował Jubilatowi swoją kantatę Sól ziemi naszej skomponowaną do słów Wincentego Pola, a w Poznaniu i Gnieźnie odbywały się przedstawienia sztuk Kraszewskiego. Wspomniana odezwa jubileuszowa została wydana Drukiem J. I. Kraszewskiego (Dr. W. Łebiński) w Poznaniu. Taką nazwę zachował nowy właściciel drukarni Władysław Łebiński, który zakupił ją od pisarza. Wcześniej, w 1868 roku autor Starej baśni nabył ją od Michała Zoerna z Poznania, przywiózł do Drezna i tam w ciągu trzech lat działalności wydał 74 książki. Pierwsze kontakty J. I. Kraszewskiego z Wielkopolską nastąpiły za sprawą Antoniego Poplińskiego i Józefa Łukaszewicza, redaktorów wydawanego w Lesznie Przyjaciela Ludu, a następnie Tygodnika Literackiego. Obaj byli też w różnych okresach bibliotekarzami w Bibliotece Raczyńskich. To dzięki nim w latach 40. XIX wieku pojawiły się pierwsze publikacje pisarza w prasie wielkopolskiej. Kilkanaście lat później nad Wartę docierały już jego własne pisma, np. drezdeński Tydzień, a obok tego jego teksty zamieszczał Dziennik Poznański i przez krótki okres także Dwutygodnik dla Kobiet.
Trwała także więź korespondencyjna. Do Wielkopolski zaadresował kilka tysięcy listów. Do księgarza i poznańskiego wydawcy swoich dzieł, Jana Konstantego Żupańskiego, skierował ich przynajmniej 400. Pisał do redaktora Dziennika Poznańskiego Franciszka Dobrowolskiego, do filozofów Augusta hr. Cieszkowskiego i Karola Libelta, do działacza gospodarczego Maksymiliana Jackowskiego.
Jedną z najbardziej wiernych korespondentek pisarza była literatka Paulina Wilkońska. To ona namawiała go, by osiadł w Poznaniu, zabiegając o zgodę władz pruskich u prezydenta policji Bärensprunga. Ten jednak stawiał warunki. W zachowanej w Archiwum Wojewódzkim w Poznaniu teczce policyjnej Kraszewskiego znajduje się odpis listu pisarza z 1865 roku sporządzony ręką Pauliny Wilkońskiej: Pracuję nad historyją literatury i obyczajów w Polsce, do której 20 lat zbierałem materiały. Pobyt w Poznaniu przy wielkiej Bibliotece Raczyńskich, przy łatwości zdobycia innych źródeł w Kórniku itp., byłby mi bardzo pożądany, ale okupić go kłamstwem, ani zrzeczeniem się wszelkiej działalności ewentualnej-nie mogę. Zdaje się, że najlepiej szczerze i otwarcie wypowiedzieć to panu prezesowi Bärensprung, chciałem nawet napisać to po francusku, aby Pani mogła Mu wprost przesłać wypis z mego listu.
Autor Ulany pierwszy raz odwiedził Wielkopolskę w 1867 roku. Do Poznania przybył wieczorem 20 maja i zamieszkał w Bazarze. 23 maja pisarza podejmowano obiadem, w którym uczestniczyło 150 osób. Pierwszy toast na cześć gościa wzniósł p. Hipolit Cegielski w dłuższej z zapałem i uroczystem nastrojem wypowiedzianej mowie... pisał Dziennik Poznański. Podczas 11-dniowego pobytu pisarz odwiedził Miłosław - siedzibę Mielżyńskich, zwiedził Gniezno i Środę. 30 maja udał się do Objezierza, do pałacu pp. Turnów, gdzie na jego cześć wydano ucztę, na którą przybyło ziemiaństwo, duchowieństwo i inteligencja. Cztery lata później wysunie to Kraszewskiego na kandydata do sejmu pruskiego. Rozległy się jednak protesty. Jak wam już donosiłem, nie zdaje mi się by p. Kraszewski mógł przejść w okręgu poznańskim. Coraz więcej osób się oświadcza, że nie dbając na późniejsze obelgi, w razie tej kandydatury wstrzymają się całkiem od głosowania - tak pisał 11 lutego 1871 roku o kandydaturze pisarza korespondent wydawanego w Grodzisku Tygodnika Katolickiego. Ostra nagonka w prasie zachowawczej odwiodła pisarza od zamiaru kandydowania. Z tego prawdopodobnie powodu kolejna wizyta w Poznaniu w lipcu tego roku miała charakter nieoficjalny. W roku następnym pisarz przyjechał do Miłosławia na pogrzeb Seweryna Mielżńskiego, rok później wydał medal z wizerunkiem zmarłego hrabiego. Do kolejnej, krótkiej wizyty w Poznaniu doszło dopiero po jubileuszu, kiedy to Kraszewski przyjechał z odczytami z historii teatru. Wtedy to wykonano kantat Dembińskiego.
Akcja najbardziej znanej powieści Józefa I. Kraszewskiego Starej baśni toczy się w Wielkopolsce: w Kruszwicy, Gnieźnie, a przede wszystkim na Ostrowie Lednickim. O księciu Przemyślu opowiada historyczna powieść Pogrobek, wielkopolskie akcenty znaleźć można także w Nad Spreą. Karta z policyjnej teczki J. I. Kraszewskiego meldunek nt. kontaktów pisarza z polskimi studentami w Berlinie (1867); Archiwum Pa st. w Poznaniu
Miłośnicy autora Starej baśni do dziś stanowią wierną, choć niezbyt liczną grupę zafascynowanych niezwykłą osobowością tytana pracy. Jednym z nich był Marian Walczak, fundator zbiorów i inicjator powstania Pracowni-Muzeum J. I. Kraszewskiego w Poznaniu. Dziś jednym z głównych celów jej działalności jest zachowanie pamięci i popularyzacja twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego. (link do strony Pracowni: http://www.bracz.edu.pl/mjik/ ).
Zapraszam też do lektury postu z wizyty w Muzeum J.I. Kraszewskiego w Romanowie : http://mojejezyce.blogspot.com/2014/10/jozef-ignacy-kraszewski-patron-mojej.html

niedziela, 3 kwietnia 2016

Patroni jeżyckich ulic - Jan Henryk Dąbrowski

Wstyd się przyznać ale ogarnęło mnie lenistwo a może niemoc twórcza, nie wiem tak naprawdę co spowodowało, że od grudnia 2014r. (to już półtora roku!) nie napisałem żadnego posta. Nie dlatego, że na Jeżycach nic się nie dzieje bo dzieje się naprawdę wiele ani dlatego, że brak mi tematów do pisania bo materiałów i pomysłów mam sporo. Jakoś tak wyszło ale postanowiłem to nadrobić.
Zaczynam od tematu banalnego choć dla wielu mieszkańców naszego fyrtla a szczególnie dla mieszkańców tymczasowych, których jest wielu, myślę, że dość ciekawego.
Mieszkamy przy ulicach, których patronami są postacie mniej lub bardziej znane. Mniej znane szczególnie te związane z Wielkopolską.
Zacznę od najważniejszej ulicy Jeżyc nazwanej imieniem generała Jana Henryka Dąbrowskiego. Ta najdłuższa i najszersza jeżycka ulica wielokrotnie zmieniała swą nazwę.
Początki ulicy datują się na lata 30-te XIX wieku. Właściwie trudno tutaj mówić o ulicy a raczej o drodze  wylotowej w kierunku Berlina prowadzącej przez pola poza granicami miasta. Droga pocztowa (nazywana Poststrasse lub Berliner Chaussee) została wybudowana z inicjatywy i na
koszt państwa pruskiego. Kursowały nią dyliżanse pocztowe i kurierzy konni, a czas podróży do Berlina wynosił wówczas 26 godzin :-)
W drugiej połowie XIX wieku na odcinku od obecnego mostu Teatralnego do Rynku Jeżyckiego powstały pierwsze zabudowania.
Po włączeniu Jeżyc do Poznania w1900 roku  ulicę nazwano Wielką Berlińską (Grosse Berliner Strasse).
Plan Jeżyc z 1886r.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości ulicę w dniu 19.08.1919r. przemianowano na cześć generała Jana Henryka Dąbrowskiego.
Plan Jeżyc z 1929r.
W okresie okupacji hitlerowskiej zmieniono jej nazwę na Saarland Strasse.
Plan Jeżyc z 1940r.
W latach 1950-90 funkcjonowała jako ul. Generała Jarosława Dąbrowskiego, polskiego działacza niepodległościowego i naczelnego dowódcy wojskowego Komuny Paryskiej, osoby o życiorysie bliższym ówczesnym władzom komunistycznym.

Plan Jeżyc z 1950r.
Po roku 1990 wrócono do nazwy przedwojennej.
A teraz parę słów o patronie ulicy. 


Jan Henryk Dąbrowski, herbu Virgo Violatta (ur. 2 sierpnia 1755 w Pierzchowie nad Rabą w Małopolsce, zm. 6 czerwca 1818 w Winnej Górze w Wielkopolsce) – polski generał, uczestnik insurekcji kościuszkowskiej, twórca Legionów Polskich we Włoszech, dowódca naczelny wojsk polskich w 1813, senator-wojewoda Królestwa Polskiego w 1815, generał jazdy armii Królestwa Polskiego w 1815.

I jeszcze "kilka" faktów z życia generała związanych z Poznaniem i Wielkopolską ( źródła: Wikipedia, www.srodawlkp.org, www.wpolityce.pl).
W wieku 15 lat został przyjęty do służby w wojsku saskim, w pułku gdzie służył jego ojciec, również wojskowy. Po kilku latach otrzymał nominację na porucznika, uczestniczył również w kampanii o sukcesję bawarską, następnie służył w gwardii elektora w Dreźnie.
W czerwcu 1792 roku przeszedł w stopniu podpułkownika do Wojska Polskiego, pod dowództwo Antoniego Madalińskiego, do I Wielkopolskiej Brygady Kawalerii Narodowej. To było pierwsze zetknięcie z Wielkopolską. Już w trakcie wojny polsko – rosyjskiej zapamiętany został przez mieszkańców Gniezna jako wybitny dowódca. Przez dwa dni roku 1793 bronił tego miasta przed wkraczającymi Prusakami. Wydarzenia Insurekcji Kościuszkowskiej uwypukliły wybitne talenty wojskowe Jana Henryka Dąbrowskiego mianowanego do stopnia generała majora.
Jako jeden z najbardziej zaufanych żołnierzy Kościuszki i znający Wielkopolskę wyznaczony został przez Naczelnika do roli dowódcy korpusu, który miał wkroczyć do Wielkopolski. To właśnie Wielkopolskę Kościuszko upatrzył swoją bazą wypadową na Warszawę i to właśnie Wielkopolska miała być odebrana zaborcom jako pierwsza.  27 września 1794 roku korpus Dąbrowskiego stanął ponownie w Gnieźnie. Stamtąd, nadal bez większego przeciwdziałania ze strony przeciwnika ruszył na Bydgoszcz.  3 października po kilkugodzinnej potyczce korpus Dąbrowskiego zdobył Bydgoszcz. 
Dzień później Naczelnik mianował go generałem lejtnantem. W Bydgoszczy Dąbrowskiego doszły wieści o klęsce pod Maciejowicami i dostaniu się Naczelnika Kościuszki do niewoli. W tej sytuacji i wobec wzrastającego oporu Prusaków korpus Dąbrowskiego opuścił Wielkopolskę kierując się na Włocławek, a następnie w górę Wisły. Cała wyprawa wielkopolska Dąbrowskiego została bardzo wysoko oceniona przez historyków, a sam generał dał się poznać jako wybitny dowódca. 
W 1794 r. trafił do niewoli rosyjskiej pod Radoszycami. Po klęsce insurekcji miał nadzieję na wojnę Prus z Rosją i Austrią, co mogłoby stanowić szansę na odrodzenie Rzeczpospolitej, liczył również na pomoc Francji, gdzie udał się w 1796 r.
Po pewnych perypetiach, udało mu się porozumieć z Napoleonem Bonaparte i stworzyć we Włoszech Legiony Polskie, dzięki układowi podpisanemu w 1797 r. w Mediolanie z Republiką Lombardzką. Na ich czele walczył m.in. pod Reggio i nad Trebbią oraz uczestniczył w zdobyciu Rzymu. Następnie na polecenie Bonapartego utworzył dwa nowe legiony. Później przeszedł na służbę Republiki Cisalpińskiej w stopniu generała dywizji. We Włoszech wstąpił też do masonerii.
Opromieniony sławą Legionów Dąbrowski wraca triumfalnie do Wielkopolski. 3 listopada 1803 roku gen. J. H. Dąbrowski z przydzielonym na swoje osobiste życzenie Józefem Wybickim uroczyście i entuzjastycznie witani przez Wielkopolan wjechali do Poznania. 

Wjazd Jana Henryka Dąbrowskiego do Poznania pędzla Jana Gładysza
Ceniony przez Napoleona dowódca, szanowany przez tysiące legionistów i miliony Polaków, znających już słowa rozpowszechnionego na ziemiach polskich Mazurka generał, dostaje od cesarza misję tworzenia 40 tys. armii polskiej na ziemiach zaboru pruskiego. Siedzibą Dąbrowskiego w trakcie organizacji wojska został Poznań. Tutaj właśnie miały rozpocząć ziszczać się słowa Napoleona: „na niepodległość trzeba sobie zasłużyć.”
O wielkiej i skomplikowanej pracy organizacyjnej Dąbrowskiego i Wybickiego niech świadczy fakt, że na początku stycznia 1807 roku wojsko polskie liczyło 23  tys. ludzi, z czego z obydwu departamentów wielkopolskich (poznańskiego i kaliskiego) pochodziło 20 tys.
 W kampanii roku 1807 gen. Dąbrowski dowodził jedną z trzech legii – poznańską, z którą wziął udział w walkach na Pomorzu. Szczególnie tragicznie dla Dąbrowskiego skończyły się walki o Tczew. Sam generał został ranny od kuli armatniej w nogę. Rana ta już do końca życia dawała znać o sobie, a jedenaście lat później, pośrednio stała się przyczyną śmierci. Z pola bitwy zniesiono jego syna, dowodzącego batalionem, pułkownika „Jasia”, któremu kula armatnia zgruchotała rękę. Młodszy Dąbrowski już nigdy nie powrócił do czynnej służby. Do końca maja 1807 roku Jan Henryk leczył się z odniesionych ran i utrzymywał kontakty listowne z Wybickim i Poniatowskim. 
Jan Henryk Dąbrowski za swoje zasługi nagrodzony został kluczem winnogórskim w powiecie średzkim. Winna Góra, kiedyś posiadłość biskupów poznańskich, a później własność Czartoryskich swoją nazwę zawdzięczała winnicom, które porastały okoliczne wzniesienia w średniowieczu. Dąbrowski zawsze dobrze czuł się w Wielkopolsce dlatego uczynił z Winnej Góry swą stałą posiadłość. Wkrótce odsunął się od polityki i wojska składając prośbę o bezterminowy urlop. 
5 listopada generał poślubił w poznańskiej katedrze  dwudziestopięcioletnią córkę podczaszego wschowskiego Barbarę Chłapowską. Ślub był okazją do manifestacji ogromnego szacunku żywionego przez Wielkopolan dla wodzów Legionów. 

Slub J.H. Dąbrowskiego z Barbarą Chłapowską
Wydarzenia roku 1809 zmusiły urlopowanego generała do powrotu do czynnej służby. Do Warszawy dotarł już po zakończeniu bitwy pod Raszynem. Historycy przypuszczają, że to właśnie Dąbrowski był autorem planu wyjścia do Galicji z równoczesną dywersją w Wielkopolsce.
Stąd też po raz kolejny w swym życiu generał przybywszy do Poznania rozpoczął organizowanie oddziałów wojskowych. Wcześniej w Poznaniu w tym samym celu działał już Wybicki. Do końca wojny Dąbrowski kwaterował w Kutnie dowodząc jedynymi oddziałami polskimi na lewym brzegu Wisły, blokując szlaki na Toruń, organizując powstanie w Wielkopolsce i czyszcząc lewy brzeg Wisły z niedobitków armii austriackiej. Po zakończeniu wojny został dowódcą Wielkopolskiego Okręgu Wojskowego (z departamentem bydgoskim, poznańskim i kaliskim). 
Po upadku Napoleona i powstaniu Królestwa Polskiego Dąbrowski zostaje na własną prośbę zdymisjonowany i powraca do dóbr winnogórskich. Przystąpił tu energicznie do porządkowania swych zbiorów militariów i dokumentów. W Winnej Górze powstało pierwsze ogniwo wolnomularstwa narodowego, a pałac pełnił funkcję panteonu narodowego. Gościli tutaj dawni towarzysze broni, wybitni Polacy, patrioci. Wiosną 1818 roku silnie przeziębiony Dąbrowski wracał ze swojego rodzinnego Pierzchowca. Wysiadając z podróżnej kolaski upadł i skaleczył nogę w miejscu rany spod Tczewa. Wywiązała się gangrena, a osłabiony organizm zareagował zapaleniem płuc.
W dniu 6 czerwca 1818 roku generał zmarł. Zgodnie z testamentem pochowano go w winnogórskim kościele w mundurze legionowym, a wyjęte podczas balsamowania ciała serce odbyło istny marsz po kraju. 
Grobowiec J.H. Dąbrowskiego w kościele św. Michała Archaniola w Winnej Górze

Do roku 1907 (zgodnie z wolą generała) przechowywane było w winnogórskim dworze, a następnie przekazano je do Krakowa na Wawel,  gdzie noszono się z zamiarem utworzenia specjalnej sali – Panteonu wybitnych Polaków. Wybuch wojny pokrzyżował te plany, a urna trafiła do... magazynu. W 1966 roku urnę przewieziono do Poznania i umieszczono w poznańskim ratuszu, skąd na jakiś czas znowu zagościła w magazynie. W 1992 roku tymczasowo trafiła do muzeum Józefa Wybickiego w Manieczkach, skąd planowano przenieść je na powrót i zgodnie z wolą generała do Winnogóry. Urna spoczęła jednak w Krypcie Zasłużonych Wielkopolan przy kościele św. Wojciecha czyli na tzw. „poznańskiej skałce. Tak oto ciało i serce Jana Henryka spoczęło w ziemi, na której czuł się jak w swym rodzinnym domu.
Urna z sercem J.H. Dąbrowskiego
w Krypcie Zasłużonych Wielkopolan przy kościele św. Wojciecha
"Henryk Dąbrowski był wzrostu słusznego i silnie zbudowany, co mu umożliwiało i ułatwiało znoszenie trudów wojennych. Umiał rozkazywać i być słuchanym, ale był zarazem czczonym i kochanym przez towarzyszów i podwładnych. W stosunkach towarzyskich był łatwym, wesołym i często jowialnym, lecz w służbie zamknięty w sobie, surowy, mało się udzielający i wymagający wiele (...) słusznie nazwanym został - ojcem żołnierzy, był też najpopularniejszym z wodzów, bo żaden z jenerałów nie dbał tyle o dobro i potrzeby wojska" - charakteryzował generała Klemens Kołaczkowski w publikacji "Henryk Dąbrowski twórca Legionów Polskich we Włoszech 1755-1818: wspomnienie historyczne".

Henryk Dąbrowski był autorem "Jenerała Henryka Dąbrowskiego pamiętnika..." i "Wyprawy do Wielkopolski w 1794". Dla stworzonych przez niego Legionów żołnierz i poeta Józef Wybicki napisał w 1797 r. "Pieśń Legionów Polskich we Włoszech", szybko zaakceptowaną przez żołnierzy i nazwaną "Mazurkiem Dąbrowskiego". Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości po I wojnie światowej została ona hymnem państwowym.

Rękopis Pieśni Legionów autorstwa Józefa Wybickiego