piątek, 18 maja 2012

Nad dachami Jeżyc

Postanowiłem dzisiaj spojrzeć na Jeżyce z góry:)
Pogoda idealna do obserwacji: przejrzyste powietrze, słońce w pełnej krasie, temperatura pięła się szybko w górę.
Zacząłem od może nie najwyższego punktu na mapie Jeżyc ale za to usytuowanego w samym centrum dzielnicy. Jaki to punkt nie zdradzę, pozostawiam to do odgadnięcia czytelnikom mojego bloga. Jeżeli ktoś będzie miał jednak kłopoty z odszyfrowaniem miejsca, z którego zrobiłem parę, moim zdaniem ciekawych, fotek to jutro (czyli w sobotę) uchylę rąbka tajemnicy:)
Na początek kilka zdań o nieco karkołomnym pomyśle wejścia na ... (miałem nie zdradzać).
Po uzyskaniu zgody na wdrapanie się na górę zaczęły się schody, dosłownie, najpierw na pierwszy poziom, później następne na drugi poziom. Tutaj schody się skończyły a przede mną wyrosła drabina  rozstawiona na drewnianym stropie; drabina nie sięgała do kolejnego poziomu (trzeciego) ale jakoś udało mi  się wspiąć  na mniej więcej połowę wysokości obiektu:)  Po przeciwnej stronie podłogi trafiłem na kolejną drabinę, chyba dawno nie używaną bo pełną pajęczyn. Drabina ni budziła zbytniego zaufania ale wytrzymała dzielnie mój ciężar.
Uff, byłem już blisko celu, no prawie, bo na kolejnym poziomie trafiłem na coś co przypominało drabinę (średnica szczebli ok. 2-3cm) opartą ledwo, ledwo o belki na górze;  dalej były już same belki, poziome, pionowe, ukośne a jeszcze dalej właz na małą platformę. Z sercem na ramieniu wchodziłem pooooowoooooli na kolejne szczeble "drabiny" aby dotrzeć pomiędzy belki, nad którymi w odległości kilku metrów ukazał się właz.
Tutaj żarty już się skończyły, poziom adrenaliny znacznie podskoczył:) Belki były co prawda solidne (tak przynajmniej wyglądały) ale miejsca na jakiekolwiek poruszanie się było coraz mniej a czekało mnie jeszcze uniesienie (mam na myśli usunięcie ze swojego miejsca:) włazu, ostatniej przeszkody.
 I tak mógłbym zakończyć moją historię bo właz nijak nie chciał się poddać, byłem już prawie zrezygnowany i chciałem wracać ze zdjęciami zrobionymi kilka metrów niżej spomiędzy szpar w deskach. ale nie byłbym sobą gdybym nie uparł się i spróbował po raz kolejny. Noooo, nareszcie właz drgnął i po chwili udało się go odsunąć tak abym mógł wgramolić się na upragnione docelowe miejsce.
Miejsce to nie jest co prawda platformą widokową (myślę, że lata całe nikt nie próbował tam wchodzić bo i po co?; teraz jest tam grubo, gdzieś na 20 cm, ptasich odchodów) ale widok na Jeżyce a także inne dzielnice Poznania jest wspaniały. Wyżej już chyba nie dałbym rady się wspiąć, no może jeszcze ze dwa metry ale tam już wokoło tylko obite blachą belki a więc widok żaden.


Poza tym wyżej  naraziłbym się chmarom gołębi, które właśnie w najwyższym punkcie znalazły sobie dach nad głową (łebkiem:) ; najwyraźniej byłem tam  intruzem gdyż moja świeżo ubrana kurtka po tej eskapadzie nadawała się do prania:) Ptaki tylko czekały na opuszczenie ich królestwa żeby móc wrócić na swoje śmiecie (dosłownie:).


O powrocie na dół nie będę się już rozpisywał chociaż był równie emocjonujący co wspinaczka na górę.
Najwyższy czas na zdjęcia; poniżej kilka z nich; resztę znajdziecie TUTAJ.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz